fbpx

Tkanka rozrodcza (śukra, która u kobiet nosi nazwę arthawa) tworzy się dopiero wówczas, gdy wszystkie inne dhatu zostaną odpowiednio wykształcone i osiągną dojrzałość. Funkcją tej tkanki jest tworzenie – zarówno w sferze somatycznej (prokreacja), jak i psychicznej (wytwory artystyczne i intelektualne). Śukra dhatu podtrzymuje funkcję samoodporności organizmu, zapewnia odpowiednią ochronę immunologiczną, tworzy również aurę. Śukra dosłownie oznacza męskie nasienie, spermę.

W podręcznikach ajurwedy śukra dhatu ma dwie formy:

– ta, która odpowiada za zapłodnienie komórki jajowej, a tym samym poczęcie

– ta, która powstaje z poprzednika – czyli majja dhatu. Ta druga odnosi się raczej do hormonów w osi podwzgórze-przysadka-gonady.

Śukra to sanskrycki termin oznaczający nie tylko ludzką spermę, komórkę jajową i hormony regulujące seksualność, ale coś więcej – opartą na materii i inteligentną moc, która znajduje się w każdej komórce. To dzięki obecności śukry każda komórka może się regenerować. Śukra powstaje z pożywienia, które przeszło kilka poziomów przemiany metabolicznej. To niezwykła tkanka. Wewnętrznie eksploduje jako kreatywność we wszystkim, co myślimy i robimy, i zewnętrznie może stworzyć całą ludzką istotę. 

Podczas gdy obecność śukry w naszych narządach rozrodczych staje się przyczyną prokreacji, obecność śukry w pozostałej części ciała jest podstawą atrakcyjności seksualnej, piękna i magnetyzmu. W ramach ajurwedyjskiej nauki seksualnej śukra jest tkanką generatywną i ma moc tworzenia istoty ludzkiej i obdarzania ją zdolnością do przyjemności, szczęścia, siły i odwagi. Obecność śukry w naszych umysłach łączy wyobraźnię, pamięć, kreatywność i inspirację w bukiet niewytłumaczalnego entuzjazmu i radości.

Śukra a nasza dieta

Śukra może być świadomie ulepszana poprzez pokarmy, które zwiększają kaphę, ale musimy wziąć pod uwagę naszą zdolność trawienia. Optymalne trawienie jest naszym najlepszym sprzymierzeńcem, ponieważ śukra jest ostatnią i siódmą tkanką utworzoną w organizmie z pożywienia, które spożywasz – śukra jest wyrafinowanym finałem zdrowego trawienia.

Jeśli chcesz zbudować zdrową śukrę, przyjrzyj się swojej codziennej diecie i sprawdź, czy jesz odpowiednią żywność promującą kaphę. Śukra wymaga pokarmów, które są bardziej odżywcze, ciężkie, wilgotne, słodkie, chłodne i tłuste. Następnie rozważ swoje trawienie i eliminację w odniesieniu do zaleceń typów psychosomatycznych ajurwedy i seksu. Ważne jest, aby nie tylko jeść i trawić pokarmy budujące śukra, ale także odpowiednio eliminować fizyczne odpady, które z nich powstają. Jeśli twój metabolizm nie pozwala na odpowiednie strawienie i przyswojenie produktów wzmagających kaphę, postaraj się korzystać z innych metod wzmagających śukrę, jak np. długi sen w nocy czy umiarkowana aktywność fizyczna.

Do produktów wzmagających wytwarzanie śukry należą także:

  • naturalnie słodko smakujące potrawy, takie jak mleko, słodkie owoce, w szczególności: dojrzałe mango, brzoskwinie, śliwki, gruszki, świeże lub suszone figi, dojrzałe banany, indyjskie agrestowe konfitury lub dżem (amalaki), granat;
  • trzcina cukrowa (ikshu), która w jej licznych formach została szeroko opisana w tradycji ajurwedyjskiej. Spożywa się świeży sok z trzciny cukrowej, melasę, kryształy cukru i cukier puder. Wszystkie te formy wzmacniają śukrę, oczywiście w umiarkowanej ilości;
  • ghee, według ajurwedyjskiej nauki seksualnej jest również uważane za głównego inicjatora powstawania śukry i naturalnej zasady odporności organizmu (odżas). 

Chociaż w Indiach dostępnych jest wiele form ghee, na Zachodzie znajduje się głównie ghee mleka krowiego, które ma najlepsze właściwości ze wszystkich. Ajurweda nie ma tendencji do wyolbrzymiania znaczenia lub spychania na margines tłuszczów, promuje natomiast odpowiedzialne ich stosowanie, biorąc pod uwagę świadomość i przestrzeganie wymagań własnego typu konstytucyjnego i wynikających zeń ograniczeń trawiennych. Z perspektywy zdrowego rozsądku lepiej jest jeść bogate, tłuste potrawy w ciągu dnia niż wieczorem. Sezon również wchodzi w grę. Możesz jeść więcej ghee zimą, mniej latem i jesienią, a najmniej (a nawet wcale) na wiosnę. Jeśli cierpisz na objawy niestrawności lub złogi ama, powinieneś powstrzymać się od jedzenia ghee lub innego tłuszczu, dopóki nie przejdziesz fizycznej detoksykacji.

  • warzywa: czosnek i cebula gotowane w ghee (nigdy surowe), bakłażan (smażony w ghee), burak, słodki ziemniak, dynia, okra, szpinak, szparagi;
  • przyprawy: goździki, ajwan, nasiona kminku (wszystkie te przyprawy oczyszczają kanały przenoszące śukrę), kurkuma (usuwa toksyny z śukry), szafran (afrodyzjak);
  • mięso: jagnięcina i kurczak z łagodnie przyprawionym curry, zupami i smażonym ghee; także mięso z wróbla, kaczki, kuropatwy, jelenia, królika, świni, przepiórki; krab (afrodyzjak);
  • jaja: kurze, kacze, gęsie, przepiórcze, indyka, bażanta, strusia;
  • suszone owoce i orzechy: migdały, orzechy włoskie, orzeszki piniowe, rodzynki, daktyle, figi, nasiona sezamu, pestki moreli, kasztany jadalne;
  • zboża: ryż, pszenica;
  • fasola: czarny gram (urad dal).

Antyafrodyzjaki

Jednym z najsilniejszych antyafrodyzjaków stających na drodze naszemu życiu erotycznemu jest oczywista rzecz – brak czasu. Permanentny brak czasu, pośpiech, taka gonitwa nie-wiadomo-za-czym. Charakterystyczna dla naszych czasów. A to właśnie CZAS jest tym, co jest obecnie towarem deficytowym. Jego brak jest naszym głównym antyafrodyzjakiem. Zdobywając go trochę więcej dla siebie i dla swojego związku zamieniamy go w … afrodyzjak:)

anytafrodyzjaki

A do tego STRES mili Państwo, stres – to kolejny na naszej liście antyafrodyzjak.

Wiele się mówi o tym, że permanentny stres w naszych czasach przyczynia się do takiej samej (jeśli nie większej) liczby chorób i zgonów jaka jest wynikiem przyczyn naturalnych (zakażenia, genetyka, niewłaściwe odżywianie itd).

Czy myślicie jednak, że jest dużo większy niż w na przykład średniowieczu? Biorąc pod uwagę liczbę zagrożeń jakie czyhały na człowieka od zarania dziejów (te przysłowiowe „ucieczki przed lwem) przez czasy barbarzyńskich plemion, których okrucieństwo przewyższa moje możliwości zrozumienia (np. Scytów) po czasy współczesne (np. zagrożenia komunikacyjne) śmiem wysnuć wniosek, że poziom stresu oscyluje w podobnych widełkach. Rzecz w tym jaka jest ODPORNOŚĆ na ten stres i REAKCJA związana z tą stresową sytuacją.

Zarówno ludy pierwotne jak i cała gama najróżniejszych plemion czy później już narodowości wykształciła bardzo silne mechanizmy obronne jakimi są wierzenia i związane z nimi poczucie ładu i składu na świecie. A przede wszystkim uszeregowanie miejsca człowieka we Wszechświecie. Nie chcę się tutaj zbyt długo rozwodzić nad tym tematem, bo mogłabym was zanudzić godzinami (chętnych odsyłam np. do moich wykładów https://www.ajurweda-dla-zdrowia.pl/…/wyklad-etnologia…/) ale moim celem jest podkreślenie jednej istotnej kwestii – w przeważającej części, jeśli nie we wszystkich pierwotnych religiach, seks odgrywał bardzo ważną rolę. W wielu możliwych aspektach: od rozładowania napięcia po wiarę, że dzięki niemu wrócą czasy dobrobytu. A więc seks często przeplatał się między sferami sacrum i profanum tworząc coś w rodzaju mostu, który łączy te dwa światy. Na przykład na co dzień jesteście mężem i żoną ale kiedy nadchodzi odpowiedni czas sakralny stajecie się uczestnikami orgii albo jakiś innych obrządków związanych z seksualnością.

Mnóstwo wątków miłosnych znajdziemy w wierzeniach starszych ludów jak Germanie czy nasi przodkowie Słowianie.

Nawet teraz mam wrażenie, że przesycenie erotyzmem wszystkiego (łącznie z reklamą siatek ogrodzeniowych) ma właśnie jakieś instynktowne konotacje z umiejętnością rozładowania emocjonalnego jakie towarzyszyło uprawianiu miłości od zawsze. Ale ta umiejętność leżała u podstawy wierzeń, a zatem nie można było potraktować jej bez należytego szacunku:)

Obecnie sytuacja jest zgoła odwrotna. Nie dość, że zupełnie odchodzimy jako społeczeństwo od mechanizmów obronnych na stres czyli wierzeń (również chrześcijaństwa, które też ma w swoich założeniach odpowiedź na wiele pytań i pozbawienie uczucia lęku), kontaktu z Matką Naturą czy praktyk mających na celu połączenie z naturalną harmonią (medytacje, śpiewanie w odpowiednich wibracjach czy przytulanie drzew) to jeszcze nie umiemy sobie z nim radzić.

A ma to swoje przełożenie na nasze życie miłosne, bo albo wykorzystujemy seks jako metodę na wyładowanie frustracji albo w ogóle libido jest tak ograniczone ze względu na ciągły wysoki poziom hormonów stresu, że o seksie w ogóle nie myślimy.

Kolejny na liście naszych anty-afrodyzjaków: BRAK POCZUCIA KOMFORTU.

W literaturze ajurwedyjskiej znajdziemy skrupulatnie wypisane elementy otoczenia pomieszczenia, w którym uprawia się miłość. Nie wdając się zasadniczo w szczegóły dotyczące girland lub ilości świec, przesłanie jest zasadnicze: pokój powinien być ciepły, czysty, schludny, pachnący łagodnymi kadzidłami, jaśminem lub lawendą, a przede wszystkim wolny od hałasów, bodźców zewnętrznych w stylu telefon, komputer, telewizor, oraz bezpieczny. Tylko w takich warunkach para może się zrelaksować, poczuć odpowiednią atmosferę i bezpieczeństwo niezbędne oddaniu się wzajemnej rozkoszy.

Kolejny czynnik to czas spędzony razem przed uprawianiem miłości: to czas przede wszystkim na wesołe rozmowy, słuchanie muzyki lub śpiewu ptaków, wspólne spacer lub obserwowanie szumiących fal… Zdecydowanie nie moment na dyskusje małżeńskie, wzajemne obarczanie się obowiązkami, planowanie lub oglądanie telewizji czy grę na komputerze. Ten czas powinien być wyjątkowy, szczególnie w dążeniu do stabilizacji ciała i umysłu. Poleca się zatem wspólne techniki oddechowe, relaks w savasanie lub innej asanie przynoszącej spokój i rozluźnienie.

STRACH – kolejny antyafrodyzjak tak bardzo wpisujący się w naszą kulturę. 

Kiedy jesteś młoda i uprawiasz seks boisz się, że nakryją cię rodzice.

Kiedy jesteś młodą narzeczoną i myślisz, że to jest ten, którego kochasz boisz się, że nie spełnisz jego „wymagań”, że do siebie „nie dotrzecie”.

Kiedy jesteś młodą żoną i uprawiasz miłość boisz się, że z tej miłości za szybko zrodzi się Mała Miłość.

Kiedy jesteś żoną pełną gębą i kochasz się z mężem boisz się, że nakryją cię dzieci.

Kiedy jesteś żoną z bogatym stażem i wiecznie boli cię głowa, boisz się, że nie jesteś już atrakcyjna.

Kiedy jesteś żoną po menopauzie nie uprawiasz ani seksu ani miłości, boisz się, że to nie wypada. Albo że nakryją cię wnuki.

Strach przed zajściem w ciążę będąc panną jest strachem kulturowo uzasadnionym. A i owszem, często ostracyzm wobec takich panien był tak ogromny, że skutecznie redukował liczbę nieślubnych dzieci.

Strach przed zajściem w ciążę po ślubie kulturowo nie jest już uzasadniony – jeśli jesteś żoną spełniasz już wszystkie warunki do tego, by być matką.

Czy aby na pewno? Czy bycie żoną odwołuje strach przed problemami w ciąży, niestabilną sytuacją gospodarczą itd.?

Z kolei korzystając z dostępnych metod antykoncepcji przepełnia cię obawa przed tym, że źle obliczyłaś dni płodne, że przytyjesz, że „uregulujesz” hormony niekoniecznie w odpowiedni sposób, że wkładasz w swoje ciało jakieś ciało obce albo że gumka pęknie…a panika zaczyna się jak okres spóźni się choćby o jeden dzień.

Chociaż nasze życie odbiega znacząco od standardów przyjętych nawet 20-30 lat temu to z pewnością obawy pozostają takie same. Myślisz, że kobiety w czasie wojny nie bały się zachodzić w ciążę? Albo kiedy panowały okresy głodu były zachwycone kolejnym członkiem rodziny do wykarmienia?

Strach przed zajściem w ciążę dotyczył kobiet w każdym wieku i o różnym statusie społecznym. Świadczy o tym wiele tekstów historycznych, źródłowych a również zielarskich, które opisują metody na pozbywanie się płodu. Czasem magiczne (jak przebijanie laleczki wodoo), czasem obrzydliwe (jak wkładanie sobie w krocze i pochwę końskiego łajna), czasem szkodzące zarówno matce jak i płodowi (trujące zioła lub mieszanki ziołowe), czasem wynikające z doświadczenia przodków (jak zjadanie roślin lub jakiś części roślin powodującej skurcze lub silne rozgrzanie np. niedojrzała papaja, kurkuma albo aloes), czasem powodując uszkodzenia fizyczne (np. podczas walki jak u Wikingów czy podczas dźwigania jakiś ciężarów u ludów afrykańskich) a czasem umyślnie deformując płód lub wpływając na jego niedorozwój żeby dziecko szybciej umarło. Tak też było i to nie jest tajemna wiedza chociaż w głowie nam się to nie mieści.

Strach przed zajściem w ciąże to nie jest tylko strach na 9 miesięcy. Potem poród generujący kolejne obawy. Potem macierzyństwo (jak ja sobie poradzę z tym wszystkim?). Potem kolejne wyzwania związane z wychowaniem i wykształceniem. I ciągła niepewność co do losów dziecka.

Powiedziałabym, że wiele z nas, kobiet, matek w momencie kiedy zachodzi w ciążę otwiera „puszkę Pandory” jeśli chodzi o strach, lęk, niepewność. I do końca życia wylewają się z niej strumienie.

MOŻNA jednak inaczej.

Wschodnie podejście jest bliższe kartezjańskiemu „Carpe diem”. W kontekście bycia tu i teraz, nie rozpamiętywania przeszłości ani nie zamartwiania się na przyszłość. Jeśli weźmiemy pod uwagę filozofię – choć zawsze powtarzam, że ile pokoleń wstecz nie spojrzysz to filozofią zajmują się tylko mężczyźni, bo kobiety nie mają na nią czasu – to taka umiejętność dostosowywania się do zaistniałych warunków, przyjmowanie życia takim jakie jest, takie chińskie wuwei – płynięcie z prądem rzeki – stanowi cel, do którego dążą przedstawiciele wielu kierunków czy to w filozofii czy religii. Pozbycie się strachu to wyznacznik wejścia na wyższy poziom zrozumienia, bycie bardziej zjednoczonym z naturą, podążanie jej ścieżkami, po prostu poddanie się energii jaka nas niesie.

Pozbycie się strachu w religii chrześcijańskiej również ma pozytywne konotacje. Kojarzy się z oddaniem swojego losu w ręce Boga, który przecież jest Bogiem miłosiernym i chce dla nas dobrze. I jakoś nam pomoże, jakoś to się ułoży, jakoś to będzie. 

Ale kiedy brakuje ci takiego duchowego aspektu (w cokolwiek wierzysz) albo twardo stąpasz po ziemi i chcesz coś na niej osiągnąć to nieświadomie (albo podświadomie) i nie zabezpieczasz się w 100% to każde współżycie będzie generowało lęk. A jeśli tak jest to nie będzie rozluźniające, rozładowujące doświadczenie, nie będzie prowadziło do osiągnięcia orgazmu.

Ostatni z antyafrodyzjaków, który omówię to chyba najczęstsza przyczyna unikania kontaktów seksualnych albo wręcz tzw. białych małżeństw. Chodzi o choroby, różne dolegliwości albo kalectwo. Życie po wypadku, jakiejś traumie często powoduje wykluczenie czasowe bądź stałe z aktywności seksualnej.

„Kochanie dzisiaj nie, boli mnie głowa” to wierzchołek góry lodowej. Zagadnienie stare jak świat któremu poświęciłam nawet rozdział w swojej książce o partnerstwie i seksualności w ajurwedzie🙂

Ale to cała gromada innych smarków, kichów, kaszli, biegunek, śmierdzących gazów, chrapania, gorączek czy wymiotów które skutecznie odstraszają adoratora/adoratorkę i zniechęcają do miłosnych igraszek.

Dlatego tak ważna jest profilaktyka, dbanie o siebie i o swój stan psychofizyczny. Zobacz jakie to zamknięte kółko: aktywność sportowa i seksualna stanowi jeden z filarów dobrego samopoczucia, z drugiej strony jeśli nie ma tego dobrego samopoczucia nie możesz podnieść tego filaru! Staraj się więc wkładać jak najwięcej wysiłku w profilaktykę prozdrowotną, a z pewnością będziesz cieszyć się długo sprawnym i udanym życiem erotycznym.

W kolejnym artykule omówię listę afrodyzjaków, które z pewnością pomogą złagodzić negatywny wpływ powyzej wymienionych anty-afrodyzjaków 😉