fbpx
Spotkałam się niedawno z przemiłą Panią. Z rozmowy z nią wywnioskowałam, że głównym problemem, który ją nęka jest dominująca pitta w sferze mentalnej – jednym słowem „wypalenie” z jednoczesnym uczuciem „pustki” przy braku pracy, samokrytycyzm, ciągłe stawianie sobie coraz wyżej poprzeczki i niemożność znalezienia zajęcia zastępczego, a jednocześnie satysfakcjonującego przynoszącego przyjemność. I wiecie, że naprawdę trudno jest powiedzieć komuś z  takim problemem: „wejdź w siebie” i odkryj to, co lubisz robić najbardziej albo rzuć wszystko, poświęć trochę czasu sobie i zastanów się, co najbardziej sprawia ci przyjemność… Bo ta osoba to wie, ale pitta jest tak dominująca, że nakręca wszystko w kółko. Innymi słowy jest świadoma, że to właśnie powinna uczynić, ale nie może tego zrobić, bo a) ktoś albo coś wymaga jej stałej obecności i kontroli; b) czuję totalną pustkę jak pomyśli o tym, że przez jakiś czas miałaby nic nie robić; c) z racji stałego podwyższania sobie poprzeczki nie może przyjąć do wiadomości, że mogłaby osiąść na laurach; d) wymyśla mnóstwo zajęć dodatkowych, z których w żadnym nie jest w stanie się zrealizować… I co z tym robi ajurweda? Szuka po pierwsze przyczyny: ale tu znów mamy błędne koło, bo albo jest zazwyczaj osoba z dominującą doszą pitta, która ma TENDENCJĘ do tego typu zachowań i trudno trzeba to przyjąć i z tym się pogodzić:) albo tłumaczy to nierównowagą pitta w sferze mentalnej pochodzącą albo z niewłaściwie dobranego zajęcia albo z niewłaściwie dobranego towarzystwa, albo środowiska funkcjonowania itd itp., które w połączeniu z rozbujałą ambicją osoby o dominacji doszy pitta powoduje taką właśnie toksyczną mieszankę.
Jak już mamy przyczynę to jak sobie z tym stanem poradzić? No cóż albo, odnosząc się do punktu drugiego, starać się zmienić pracę, środowisko, ludzi otaczających i wszystko inne, co negatywnie wpływa na doszę pitta (czyli powoduje rozdrażnienie, irytację, gniew, bezsilność, samokrytycyzm itd) albo odnosząc się do punktu pierwszego, wpływać niejako różnymi sposobami na własną kondycję psychofizyczną, starając się jak najbardziej minimalizować skutki podwyższonej pitty. Mam tu na myśli środki zaradcze jakimi są wyciszające masaże, szczególnie olejem kokosowym, słuchanie uspokajającej muzyki (najlepiej jakiejś relaksującej), otaczanie się perłami, przebywanie dużo pod gołym niebem w trakcie pełni księżyca (o tak, to staroajurwedyjski sposób na wyciszenie pitty!), picie chłodnej wody w momentach kryzysu, ubieranie się w ziemiste, spokojne i stonowane barwy, używanie olejków eterycznych z drzewa sandałowego i cedru i zmianę sposobu myślenia, że JA jestem za wszystko odpowiedzialny, że JA jestem jedynym, kto jakąś tam rzecz może wykonać i nikt inny sobie nie poradzi, że JA MUSZĘ coś robić, bo inaczej zwariuję itd itd.. i najlepszy sposób: medytacja przez nic-nie-robienie:) dwa, trzy dni odosobnienia i po prostu nic-nie-robienia i nic-nie-myślenia. Dla pitty przerażające… jak tak można? nic nie robić, nic nie myśleć, tracić czas? Wierzcie mi, że to najlepsze lekarstwo – sama przepraktykowałam i wyleczyłam się z chorobliwych rozkazów pitty:)