Jestem już z Mają od jakiegoś czasu w domu, ale dopiero teraz puściły mnie nerwy po pobycie w szpitalu i jestem w stanie napisać cokolwiek bez rzucania bluzgami:):)
W zasadzie nie złoszczę się na całą tą dziwną maszynerię, którą jest służba zdrowia, na ich głupie procedury, permanentny brak czasu nawet jak siedzą i piją kawę, na bezsensowne „przesłuchania” gdy wszystkie dane mają w kartach itd itd. Z tym jakoś już się pogodziłam po pierwszym pobycie w szpitalu w trakcie rodzenia syna; pogodziłam się też z brutalną pobudką przed szóstą oślepiającym światłem pielęgniarek, pomyłkami w dawanych lekach (których i tak nie brałam), tysiąckrotnym wbijaniem igły pod wenflon i wieczną duchotą na zmianę z przeciągami z powodu nieszczelnych okien w salach. Tym razem miałam oprócz tego, że leżałam z małą w 3 salach w 4 dni, bo była tak przepełniona porodówka (nie mówiąc o tym, że leżałyśmy w 6 w salach 4 osobowych), miałam dość matek z którymi leżałam na salach. Tak, naprawdę byłam zszokowana zachowaniem, wypowiadanymi zdaniami, obyciem kobiet, z którymi przyszło mi dzielić czas. Nie chodzi tu tylko o denne rozmowy, bo przecież nikt nie będzie wchodził na tematy filozoficzne; nie chodzi mi też o ciągły szum telewizora, który już po prostu przestał po pewnym czasie mi przeszkadzać (swoją drogą dziwię się oglądającym „trudne sprawy” albo „dlaczego ja”, mając tyle problemów ludzie dokładają sobie czyjeś…).
Po pierwsze miałam wrażenie, że statystyczna większość strasznie wyolbrzymia swoje bóle i z porodu, który jest normalną fizjologiczną sprawą robi rzeź. Nasłuchałam się opowieści jak to się męczyly przez 12 godzin z bólem aż w końcu i tak pojechały na cięcie. Swoją drogą na cały mój pobyt w szpitalu 60% porodów fizjologicznych zakończyło się cesarskim cięciem, nie mówiąc już o zabiegach planowanych…. rozumiem, że każda kobieta przeżywa na swój sposób poród, na pewno większość to boli, zdarzają się ciężkie przypadki, ale nie można robić z tego horroru i opłakiwać godzinami swój stan! Cieszyłam się, że mój poród przebiegł praktycznie w 5 minut i naprawdę się nie namęczyłam, ale pracowałam na to przez całą ciążę i jeszcze wsześniej odżywiając się zdrowo, dużo ćwicząc i utrzymując ciało sprawnym. Czy żadna z tych kobiet nie widzi zależności między tym, że sprawny poród wynika ze sprawnego ciała i zamiast leżeć na kanapie oglądając głupie 'dlaczego ja” powinny trochę się poruszać? I ciekawe jest to, że większość pytanych chciałaby mieć cesarskie cięcie, mimo, że łączy się z tym wiele problemów i summa sumarum jest dużo boleśniejsze niż normalny poród! nie można się ruszać przez 24 h, istnieje ryzyko uszkodzenia systemu nerwowego podczas znieczulenia, kobieta nie ma pokarmu od razu, bo nie załapią odpowiednie systemy hormonalne, kobieta ma bliznę, którą trzeba odkażać codziennie i codziennie brać zastrzyk przeciwzakrzepowy w brzuch lub rękę, po wstaniu z łóżka wszystko rwie i boli, nie można samemu dźwigać dziecka, później załapuje system obkurczania macicy, nie mówić o cewnikowaniu i baseniku itd itd….a przy porodzie naturalnym wstajesz i normalnie funkcjonujesz już po godzinie!
Po drugie ciche przekleństwo naszych czasów – środki przeciwbólowe. Rozumiem znieczulenia podczas cięcia – to normalne. Ale przesadą jest znieczulenie przy każdym porodzie naturalnym (jak wyczuć skurcze, skąd kobieta ma wiedzieć kiedy przeć?), przesadą jest też zażywanie środka przeciwbólowego na skurcze inwolucyjne. W zasadzie wtedy te skurcze nie występują, bo przecież środki działają rozkurczowo! Nie chcąc przeżywać bólu kobiety na własne życzenie robią sobie krzywdę. Wolą iść na plastykę brzucha zamiast pozwolić, by zaszły naturalne zmiany obkurczające ciało po ciąży? Czy to nie jest trochę bez sensu, że zażywając prochy w szpitalu, po wyjściu do domu dostają krwotoku, bo dopiero wszystko „puszcza”, zamiast powoli, poprzez działanie odpowiednich hormonów, zwijać się od razu po porodzie? Dla mnie to trochę abstrakcyjne myślenie, na pewno nie prowadzące do niczego dobrego.
Po trzecie: odżywianie. Znów nie chciałam się czepiać, ale słysząc rozmowy i dobre jedzeniowe porady po prostu robiło mi się niedobrze. Biedne dzieci i ich brzuszki. Oczywiście gdy tylko wjeżdżał szpitalny obiad nie było innego tematu jakie to ohydne i w ogóle jak można to jeść, po czym wszystkie puste talerze wędrowały grzecznie do zmywania. na deser ciasteczko od męża. A potem przez kolejną godzinę znów komentarze jakie to było niedobre i jak im teraz źle. Uszy więdły. mam taką zasadę, że jeśli uważam coś za niedobre to po prostu tego nie jem. Odmówiłam jedzenia w szpitalu i nie wypowiadałam się na ten temat, i uważam, że jeśli komuś nie pasuje co dają powinien zrobić po prostu tak samo. Żal tylko serce ściska, że gdzieś w Afryce dzieci głodują…
co do karmienia piersią na takim pokarmie (patrz przekąski, słodycze, smażone mięso, cytrusy) naprawdę życzę powodzenia…
Po czwarte: podejście do karmienia piersią i do dziecka. Też się denerwuję, nie ma ludzi o stalowych nerwach, którzy nie mają chwil zwątpienia. Ale nie znaczy to, że nie podejmuje prób. Zszokowała mnie łatwość, z jaką kobiety sobie odpuszczają, bo przecież „nie mają pokarmu” i „dziecko głoduje”. No jasne, że od razu go nie będą miały – to wymaga czasu, pozytywnego myślenia i przystawiania dziecka do piersi. Samo się nie zrobi. A żeby dziecko nie płakało, bo muszą odpocząć, podkarmiają je sztucznym mlekiem i zastanawiają się dlaczego nie chce ciągnąć z piersi? Bo dla dziecka to ogromna praca. Każde leniwe jak raz już dostanie z butelki nie będzie chętne do pracy z sutkiem mamy. poddawanie się w pierwszym etapie jest najgorszym wyjściem dla dziecka. Siara (pierwsze mleko) to najlepszy prezent jaki możemy ofiarować noworodkowi – to cały zestaw wypracowanych przez nas przez całe życie ciałek odpornościowych, różnego rodzaju hormonów i innych specyficznych substancji bez których dziecko może być wątłe, słabe i z problemami. Zalet karmienia piersią jest wiele, nie będę się teraz rozwodzić na tym, uderzył mnie tylko kobiecy sceptycyzm do karmienia naturalnego.
I w ogóle jakoś pomyślałam, że jestem nie z tej bajki…