fbpx
Dziś był dzień zbiorów. Wyszłam z dzieciakami na podwórko po pokrzywę, pędy sosny, mlecze, sok z brzozy, glistnik jaskółcze zielę i inne zielone co-nie-co… jak to ja chciałam zebrać wszystko na raz i od razu zrobić co mam zrobić żeby było z głowy:)

Zaczęliśmy zatem od pokrzyw, bo te już Młody zna – a przynajmniej tak mi się wydawało, że zostało mu w pamięci z poprzedniego roku. Tłumaczyłam mu pochylając się nad stadkiem małych pokrzyw jakie to są zdrowe, że mają bardzo dużo żelaza, wapnia i innych minerałów, że to naturalny antybiotyk, że ma wiele substancji aktywnych i enzymów, które usprawniają działanie organizmu i że od dziś wreszcie możemy znów cieszyć się jej smakiem w soku… a tu Młody trach całą łapkę w pokrzywę i wrzask:) nie mogłam go uspokoić przez kolejne pół godziny, a jak zobaczył bąble to już w ogóle tragedia. No cóż, jutro przyjdę po pokrzywę – pomyślałam i przeszliśmy po pędy sosny.
Po drugiej stronie płotu rosną młode sosenki, mają już zawiązki pędów. Uradowałam się, że może co z tego będzie i znów zaczęłam snuć opowieści o tym, jak to zrobimy syrop z pędów sosny zasypując je cukrem i odstawiając w ciepłe miejsce a potem jak będzie miał kaszel wykorzystamy ten syrop, żeby mu się dobrze kaszlało. Guzik z pętelką – pędy za krótkie a Młody zobaczył jakiegoś dzikiego kota i tak się wystraszył, że natychmiast chciał iść do domu. Udało mi się go namówić na wizytę przy płocie z drugiej strony podwórka, gdzie rośnie glistnik i mlecze. Oczywiście wytłumaczyłam mu, że ja będę zbierać mlecze, bo jak się je dotknie a potem wsadzi rękę do oczka to będzie bolało. zrozumiał, ale nie byłby sobą, gdyby przy pierwszej nadarzającej się okazji nie sprawdził, czy mówię prawdę. Cóż, po mlecze też pójdę sama jutro:) Do ucięcia glistnika wróciliśmy do domu po nożyczki.I to był błąd. Chciałam  przetrzeć sokiem z łodygi kurzajkę, ale Młody wysmarował się na żółto przede mną, a potem zaczął namiętnie ciąć wszystkie napotkane rośliny i na nic moje tłumaczenia, że to wszystko żyje. Zabawa skończyła się, jak wlazł w mrowisko i ugryzły go mrówki;) Tak to z przednówkowej wyprawy po dary natury przyszliśmy z odrobiną kwasu mrówkowego:)