fbpx
Wszyscy się śmieją, że jestem dzieckiem lasu, ale „żeby jeść drzewa?”- mówią – „to już przesada”… Jak się nie je mięsa to trzeba sobie jakoś radzić;p Od małego na przełomie maja i czerwca wyczekiwałam na kwitnące akacje. A właściwie na pyszne placki z ich kwiatów:) Kwiaty na moje nieszczęście nie utrzymują się zbyt długo (wiatr, deszcz, szybkie przekwitanie i gorzknienie), więc kilka dni pod rząd na obiad we właściwym czasie były tylko placki. Jeszcze przez chwilę będziecie mieli okazje spróbować – przynajmniej u mnie akacje nadal utrzymują przydatność do spożycia:)
Przepis jest banalny: kwiaty oberwane wraz z łodyżkami moczy się w cieście podobnym do naleśnikowego, ale troszkę gęstszym i smaży na patelni. Ja robię ciasto z wody, a nie z mleka i dodaję do niego cynamonu, kardamonu i gałki muszkatołowej. Mąki można oczywiście pomieszać, ale najlepiej wychodzą z pszennej pełnoziarnistej (kapha uwaga!) Nie zapomnijcie o jajkach i oliwie (oleju) do ciasta (mnie się kiedyś zdarzyło zrobić ciasto bez jajek i zastanawiałam się przez pół dnia dlaczego nie wyszło…:) Ja smażę w obu stron na maśle klarowanym, co nadaje plackom jeszcze lepszego smaku, ale równie dobrze można smażyć na oleju lub w ogóle na suchej patelni. Po usmażeniu można posypać placki cukrem pudrem (oczywiście trzcinowym) lub polać sosem (dla kaphy dobry byłby w tej porze roku truskawkowo-imbirowy). 
Tych zielonych ogonków (łodyżek) się nie jada:)