fbpx
X lat temu na zajęciach z prof. Krzanowskim o mieszkańcach Andów mieliśmy warsztat z uprawnej roślinności andyjskiej. Nie za bardzo wtedy mnie to interesowało, ale niedawno, robiąc porządki w biurku, znalazłam notatki z tamtych wykładów. Jakże ucieszyłam się na widok kartek z podkreślanymi wszystkimi możliwymi kolorami nazw jadalnych roślin z dużą zawartością żelaza.

„Kaniłłę” jadaliśmy już z synem wcześniej, ze względu na (podobnie jak u quinoi, należą do tej samej rodziny i wyglądają podobnie; na zdjęciu canihua w środku) dużą zawartość pełnowartościowego białka i wielu składników mineralnych. Ale zupełnie przeoczyłam fakt, że w 100 gramach canihua mieści się prawie całe dobowe zapotrzebowanie na żelazo!!! Co prawda ile z tej dawki żelaza się wchłonie to kwestia dodatkowych rozważań, ale jest już jakaś potężna wegańska alternatywa dla zakwasu buraczanego i soku z pietruszki:)